BRONISZÓWczyli
Bardzo Rozległe Opisy Niezwykłych Imprez Sezonowo Zorganizowanych Ówcześnie W…..
BRONISZÓW XVII – MMIII
15 czerwca 2003r. Niedziela..
Cannes. Hollywood. Zoo Palast. Z miejsc gdzie jeszcze witają czerwonym dywanem znany jest też Broniszów. Jego przewaga nad pozostałymi polega jednak na tym, że już od progu spotyka cię uścisk serdeczny Wiesi i Jurka Stasińskich. I tym dywanem aż do schodów z sercem rozradowanym przekroczyli zamkowy próg Kasia Chądzyńska, Zbyszek Rajche, Paweł Janczaruk, Rysiek Poprawki i Olek Bakinowski. Czy w innym miejscu na świecie smakuje tak kawa jak w kominkowej sali broniszowskiego zamku? Może gdzieś w wąskiej uliczce łacińskiej dzielnicy Paryża? Coś może na ten temat powiedzieć Wiesia albo Dorota Janiak, też znająca Paryż a która zdążyła na kawę z Asią Gumiennik z Lubuskiego Centrum Aktywizacji i Wsparcia „VERTE”. Na kawę już nie zdążyli Marek i Basia Sarnowscy Maćkiem, który choć kawy jeszcze nie pija, ale jest współautorem tegorocznej plakietki warsztatowej. Maciek pomagał wytrwale Gosi Panek przy kolejnym plakacie warsztatowym, jaki przyozdobi salę w pałacu oraz informował będzie przed wjazdem o odbywających się na zamku warsztatach fotograficznych. Tomek Walów z Wrocławia ujawniał swoje talenty kulinarne przy grilu i kiełbaskach. Zdążyła się jeszcze pozachwycać jego sztuką kulinarną Gosia Grabska, która o 15.38 zakończyła swoją podróż do Broniszowa. Rozpoczęła ją o ósmej rano w Ostrowie Wlkp. i dojechała do Radwanowa, skąd już z plecakiem na plecach na pieszo dotarła do zamku. Dziesięć minut po niej dotarł na zamek Andrzej Ploch z Wrocławia. Na szczęście na grilu została jeszcze jedna kiełbaska.
Zaczyna się warsztatowy dzień. Targanie sprzętu, materacy, śpiworów, wybieranie sobie miejsca na nocleg. Można by zaśpiewać jak w piosence „mój jest ten kawałek podłogi…” chociaż do śpiewu znalazłyby się i inne powody. Niemir Stasinski obchodził swoją osiemnastkę a panu Władkowi Ganczarowi, naszemu stróżowi stuknęła sześćdziesiątka. Żeby dat nie było za mało to przyszłe 18 warsztaty odbędą się w 440 rocznicę śmierci Fabiana von Kottwiz (1564). Natomiast w 2006 roku gdy odbędą się XX warsztaty będzie 400 lat jak rozpoczęto budowę zamku i głównego folwarku (1606). Natomiast szpital broniszowski zbudowano w 1763 roku czyli 340 lat temu. Żeby tych czwórek nie było za mało to mamy 40 rocznicę lotu w kosmos Walentyny Tierieszkowej (17 VI). Tylko 79 rocznica urodzin Adama Hanuszkiewicza (17 VI) nie wnosi żadnych nowych czwórek do kalendarza.
Z pierwszych rozmów wynika, że Andrzej Ploch i Gosia Grabska mają wspólnie znane miejsca w okolicach Ostrowa Wlkp. Świat jest mały, choćby i z tego powodu, że będąca po raz pierwszy na warsztatach Gosia przekazuje pozdrowienia od byłego uczestnika warsztatów.
O godzinie 18:17 Paweł Janczaruk prezentuje Zbyszkowi Rajche zawiłości fotografii otworkowej. Czyli. Wypijamy piwo. Otwieraczem do konserw wycinamy wieczko puszki. Agrafką wypiętą ze swoich spodenek wiercimy tak długo aż poczujemy ukłucie w palec po wewnętrznej stronie puszki. I aparacik mamy gotowy. Ciekawa była obserwacja Pawła o stosowaniu folii aluminiowej jako materiału, w którym wykonuje się otworek. Kilkakrotne zamykanie i otwieranie puszki powodowało rozkalibrowanie powietrzem otworu wykonanego w delikatnym materiale.
Wreszcie otwarcie. Uroczyste. Na salę wpada w białej tunice i wieńcem laurowym na głowie Paweł Juliusz Cezar Janczaruk i ogłasza wszem i wobec, że warsztaty fotograficzne, już osiemnaste uważa za otwarte. Aby zachować ciągłość czasu i przestrzeni towarzyszy temu muzyka w tej samej sali, w której zakończono poprzednie warsztaty dźwięk tego samego dzwonka obwieszcza rozpoczęcie przy tej samej co rok muzyce Amstronga. Czy świat nie jest piękny? Paweł Cezar odczytał w pozie dostojnej wiersz dedykowany gospodarzom zamku a zapisany na podarowanej im fotografii:
Broniszów Anno Domini MMIII
„Broniszów najmilszym miejscem na świecie,
niedobrze jeżeli o tym nie wiecie,
Siedemnasty rok już mija,
Jak chmara fotografów na zamek przybywa,
Więc będziemy tu weseli,
Zostaniemy do niedzieli,
Będziemy szaleć, będziemy pstrykać,
I po łące również brykać,
Do dwudziestki wytrzymamy,
Z fetą wszystkich powitamy,
A że skończył mi się temat,
Więc zakończę ten poemat.
Na cześć fotografii niech każdy okrzyk wzniesie,
A echo go po całym świecie rozniesie.”
Okrzyk wzniesiony wraz z kielichami został a powitalny pocałunek gospodyni i komisarza po wręczeniu fotografii przeciągał się z powodu „pięciu minut dla fotoreporterów”. Wszystko osłodził placek z truskawkami, który jak mało co na świecie wytwarza dobrą atmosferę.
Na ścianach zamkowych wiszą już pierwsze fotografie uczestników warsztatów. Swoje prace przysłali Marzena Paciej z Sosnowca, Małgorzata Staniec z Opoczna, Paweł Walewskiz Piotrkowi Trybunalskiego, Artur Pidro z Krakowa, Małgorzata Pidro z Krakowa i Wojtek Dobrowolski z Kajetanowa. Paweł Janczaruk jako komisarz warsztatów w skrócie przedstawił program, zapraszanych gości i organizatorów. W czasie pierwszych warsztatowych rozmów dotarł na zamek Zdzisław Szreffel z Zielonej Góry. A po nim już późnym wieczorem dojechał następny uczestnik czyli Paweł Wawelski z Piotrkowi Trybunalskiego. Oglądane są pierwsze katalogi, fotografie.
16 czerwiec 2003r. Poniedziałek.
Przed wjazdem na przy zamkowy teren ustawiony jest już warsztatowy plakat. Tym razem na plakacie- Fabian, duch zamku przy pomocy macek swego uduchowionego aparatu próbuje omamić nas fotografią.
Połowa czerwca a lipy obwieszone kwiatami aż huczą od słodkiej roboty. Gdzieś na wschodzie słychać klangor żurawi a w parku za murami zamkowego dziedzińca rozśpiewała się wilga, której od czasu do czasu przerywa synogarlica. Stawek za drogą przypomina o sobie rechotem żab a kaczki z pisklętami zostawiają za sobą kilwater czystej wody w morzu zielonej rzęsy kryjącej taflę stawu. Przyroda bardzo się w tym roku spieszy. I nie wiadomo czy nadrabia stracony czas czy przygotowuje się na nieznane jeszcze dla nas. Jak to skomentował żartobliwie Witek Englender „w tym roku truskawki przeminęły z wiadrem.” Nie tylko to było w ten sposób skomentowane. Gdy dokładnie o godzinie 16:27 Jerzy „złocistym” nazywany a dokładniej jego portret w złotej ramie, zawisł nad drzwiami w sali zamku, wtedy Witek zaproponował aby informację o tym wydarzeniu zamieścić w rubryce „Nasi wielcy wodzowie”. Co niniejszym uczynione zostało.
Nim jednak zawisły portrety i plakaty po zamku krążyło dwóch Alibabów i 40 rozbójników czyli Paweł Janczaruk i Rysiek Poprawki oprowadzali wycieczkę szkolną dzieci z Krosna Odrzańskiego ze szkoły podstawowej nr 2. Atrakcjami dnia były wycieczka do cegielni, broniszowskie lochy zamkowe, pokaz slajdów w zamkowej sali oraz próby własnoręcznego wykonania fotografii otworkowej. Które z tych dzieci pojawi się z aparatem fotograficznym np. na 30-tych warsztatach?
O siedemnastej Andrzej Ploch i jego czarne katalogi przykuły uwagę wszystkich zebranych wokół owalnego stołu. Przyciągały i forma i treść. Jednolita szata graficzna okładek nie była jedynym zamysłem Andrzeja Plocha, który określił dwa nurty tej działalności. Pierwszy to przedstawianie prac obrazujących okolice jednego tematu a drugi to przedstawienie jednolitego projektu, indywidualnej wystawy. Można też było podziwiać duże powiększenia fotografii otworkowej nazwane przez autora Andrzeja Plocha jako „digital primitiv” z powodu ich edycji i wydruku przy pomocy techniki cyfrowej. Na każdej z tych fotografii ich twórca fotografował także siebie. Fotografie oglądano z każdej strony. Pytano o miejsca, zdarzenia, sytuacje. Na stwierdzenie, że dobre prezentują się ciekawie z obu stron Witek Englender dodał „..a genialne z czterech”. Pokaz fotografii poprzedzony został wykładem o metodach poligraficznych i działaniach je poprzedzających rozpoczętych od słów „co zrobić by być sławnym gdy już masz swoje wspaniałe fotografie”. Któż by tego nie chciał słuchać. Chociaż dla początkujących w dziedzinach poligraficznych i cyfrowej obróbce zrozumienie niektórych działań czy procesów nie było łatwe. Skanery płaskie i bębnowe, zróżnicowanie gam kolorów w zależności od zastosowanego medium, możliwości skanowania papierów fotograficznych, rozdzielczość, piksele, bajty, kompresja fotografii aż wreszcie nastąpiła „defaltywna opcja separacji” (cytat).
Po wykładzie Tomek Walów z Wrocławia przedstawił własne fotki otworkowe i te biało-czarne i te krosowane a także fotki z pleneru w hucie Ekostahl w niemieckim Eisenhüttenstadt. Następnie Paweł Janczaruk małymi polaroidowym formami zmuszał do pochylenia się, wręcz wczucia się w atmosferę fotografowanego pomieszczenia. Nie zbrakło tez fotografii otworkowej zielonogórskiego wzgórza z krzewami winogron. Gosi Grabska jednym oryginalnie wykonanym fotomontażem sprowokowała do dyskusji wiele osób. Padały porównania do rogów, totemów, wikingów a wszystko przez pomysł na karkonoskie uschłe drzewa w pejzażu.
Warte odnotowania jest też wydarzenie ważne na pewno dla Basi Panek Sarnowskiej, która obroniła pracę licencjacką „Zapis socjologiczny Zofii Rydet jako fotografia społeczna”.
Posileni kolacją mogli uczestnicy smakować fotografie wykonane w technice gumy. Broniszowskie gumy odwiedziły już wiele galerii i być może nadal będą wędrować po kraju. Przy prezentacji przetworzonych cyfrowo fotografii i własnych notatek zatytułowanych „Notatnik dla…” Paweł Janczaruk opowiadał jak Andrzej Koniakowski czytając rok wcześniej teksty nagle stwierdził ze zdumieniem „….a to jest przecież ode mnie”. Czyli był to jego mały wkład w zrealizowany projekt. Wieczorem wpadł jak po ogień Olek Majdański z Nowogrodu Bobrzańskiego.
17 czerwiec 2003r. wtorek.
Przybywa warsztatowiczów Przybywa materacy na salonowych podłogach. Gęstnieje las statywowych nóg, przez który przedziera się „śpiew” szeleszczących, stukających i trzaskających migawek aparatów. To już wtorek. Litości. Witek Englender wydobywa na światło dzienne zakurzone gdzieś przez czas historie fotograficzne, prezentuje stereofotografię. Jak nie słuchać takich opowieści? Dopisuje pogoda. Bezwietrzny dzień pełen słońca. Na zamkowym dziedzińcu można prowadzić długie rozmowy, raczyć się chłodnym piwem i choć przez moment nie czuć, że czas płynie nieubłaganie.
Swoje fotografie prezentowała dzisiaj Basia Englender. Po niej zestaw „Moi Paryżanie” czyli „Mes Parisiens” prezentowała Dorota Janiak. Znalazły się tam jej fotografie i rysunki Anny Smogór. Swe prace przywieźli także Ola Kubiak i Krzysiek Kuźnicki ze Szczecina, należący do „Fotoklubu Zamek”, którzy po raz pierwszy przyjechali na warsztaty do Broniszowa. Są finalistami zeszłorocznego XXIII Zachodniopomorskiego Spotkania z Diaporamą. Swoje fotografie oraz slajdy z pleneru w hucie Eko Stahl zaprezentował Rysiek Poprawski. Na warsztatach są już obecni Krzysiek Lachowicz i Krzysiek Kubasiewicz. Joasia Mrówka tradycyjnie już miała dla siebie przeznaczoną kanapę pod lustrem w Sali na parterze. Już gwarno jest w zamku i przed. Długie Polaków rozmowy. W tle pobrzmiewa muzyka i czasami jak przerywnik zabrzmi siarczyste „kurrrka blaszka” Jurka Stasińskiego. No poezja.
18 czerwiec 2003r. środa
W czesnym rankiem, gdy jeszcze słychać każde skrzypnięcie podłogi Olek Bakinowski odezwał się do Wiesi Stasińskiej przy porządkowaniu pozostałości nocnych rozmów: „dopijamy czy zbieramy.” Piękny jest ranek wypełniony zapachem świeżo parzonej kawy, gdy grzejesz o kubek dłonie a plecy ogrzewa ci cieplutkie słońce wpadające o tej porze przez okna. Rozmowa zeszła oczywiście na fotografię tym razem otworkową. Trzeba też porozmawiać o sprawach bardziej przyziemnych ale można to zrobić w czarujący sposób. Tak jak Basia Englender, która wypowiadając magiczne „39” zadecydowała co będziemy oglądać na obiadowym stole. Oglądać, jeżeli nie da się tego jeść, ale chyba nie jest to możliwe, jeżeli chodzi o pierogi. Wygoda przywożonych gotowych posiłków opłacona być musi wg Basi Panek Sarnowskiej brakiem klimatu jaki dawały duże talerze, stojące rządkiem szklanki z grubego szkła z kolorowym kompotem który tak wspaniale fotografował Witek Englender.
Około jedenastej pod zamkowe wrota podchodzą trzy dziewczyny. Mijają Olka Bakinowskiego siedzącego na przyzamkowej ławeczce i nieśmiało pukają w olbrzymie zamkowe drzwi. Po kilku nieśmiałych chwilach zbierają się na odwagę i podchodzą do ławeczki spytać tego faceta , którego przed chwilą minęly o Basię Panek Sarnowską, za namową której trafiły do Broniszowa. Monika Bartlewska, Joanna Stachowiak i Adriana Krupniewska mają ze sobą fotografie, które niedługo później ocenia Marek Lalko. Na razie na dziedzińcu właśnie Marek Lalko, Marek Sarnowski, Kasia Chądzyńska, Olek Bakinowski (już wrócił z ławeczki) dyskutują o odpowiedzialności fotoreportera za fotografowane sceny. Co według nich jeszcze może a czego nie. Czy powinien tylko rejestrować czy angażować się? Jeżeli tak to do jakiego stopnia? Właściwie jest więcej pytań niż odpowiedzi. Natomiast Paweł Janczaruk fotografuje na dziedzińcu słomkowy kapelusz. Ten sam kapelusz, który gdy nałożyła go na głowę Joasia Mrówka uznany został przez Wiesię Stasińską za symbol warsztatów:
„Mrówka w kapeluszu no to zaczęły się warsztaty”.
W południe rozpadał się deszcz. Czy to on był powodem, że z lustra odkleiła się fotografia Gosi Panek? A może to Fabian, duch zamku daje o sobie znać? Deszcz pada nadal, dzwonią telefony komórkowe, czyli czas na kawę. I jest nadal przy czym rozmawiać. Życie skupia się w kominkowej sali zamku. Witek Englender przegląda kolejne numery „Fotomanii”. Małe wydawnictwo LTF-u ma swoich wielbicieli. Wiesiek Jaskulski i Krzysiek Lachowicz montują ekran byśmy mogli podziwiać diaporamy. Beata Beling i Artur Beling aktorzy zielonogórskiego teatru są dzisiaj w odwiedzinach na zamku. Artur fotografuje Gosię Grabską kołyszącą się na huśtawce. Jedno z ujęć stwarza wrażenie ognistej smugi za będącą w locie Gosią, co od razu komentowane jest jako „gorąca dziewczyna”, „odrzutowa czarownica” lub „dziewczyna z turbodoładowaniem.” Nie jedyne to dzisiaj komentarze. Tomek Walów do Marka Sarnowskiego, gdy ten nie chciał wysłuchiwać uwag do tego jak przygotowuje się do sfotografowania Pawła Janczaruka odpoczywającego w fotelu: „ i tak jesteś w dobrej sytuacji, że nie narażasz się na uszczypliwe uwagi Marka Sarnowskiego”. Po sfotografowaniu Marka Lalko i Witka Englender Marek Sarnowski stwierdził- „nie sztuka rejestrować piękno, sztuka rejestrować brzydotę”
Później padło także „fotografia zabiera duszę, ale nie rozum”.
W strugach ulewnego deszczu przyjechali Jurek i Zosia Lubczyńscy z Jastrzębia Zdroju. Żeby nie narażać ich na wielokrotne wychodzenie na deszcz, karawana warsztatowiczów pomogła im opróżnić samochód z zawartości. Deszcz nieustająco bębni o dach i dziedziniec. Odsłania faktyczny stan obiektu, którego nie są w stanie zabezpieczyć tylko cztery mieszkające tu na stałe osoby. Czy już nie znajdzie się nigdy ktoś inny, komu los tego miejsca nie będzie obcym? Najlepiej żeby miał wielką forsę i hojną rękę.
Lubczyńscy przywieźli pozdrowienia od Jerzego Wygody, któremu uczestnicy podziękowali uczestnicy pocztówką broniszowską ze znaczkiem warsztatów. Był też prezent od Jerzego Wygody dla Basi Panek Sarnowskiej i dla Olka Bakinowskiego po jego wizycie w Jastrzębiu Zdroju od Zosi i Jurka Lubczyńskich, którzy Pawłowi Janczarukowi sprezentowali świstaka jak żywego gwiżdżącego przy zmianie natężenia światła. Zaczęło się ogólne obdarowywanie fotkami wykonanymi na poprzednich warsztatach. Oglądano, wspominano. Na stole lądowały kolejne zestawy fotografii. Po „otworkach” autorstwa Pawła Janczaruka można było podróżować razem z Joasią Mrówką po Indonezji. Przyjemnym zaskoczeniem był równie fotogeniczny Kożuchów, Chochołów, Kraków, Kazimierz albo broniszowski przystanek z Wieśkiem Jaskólskim. Równocześnie trwały przygotowania sprzętu Krzyśka Lachowicza do pokazu diaporam. Około dwudziestej przebili się przez deszcz do Broniszowa Wojtek Rogowicz i Arek Wojciechowski Leonem nazywany. Półtorej stówy kilometrów z Wrocławia przejechali rowerami przecudnej urody w większości w deszczu, wylewając wodę z butów na przystankach. Ale witali się z humorem a Leon na widok Wieśka Jaskólskiego zakrzyknął: „Wiesław Tekturka – Polska!!” Bo czy można zapomnieć tekturkę używaną do prezentacji diaporam? Zdążyli na składanie życzeń urodzinowo- imieninowych Markowi Lalko, który po założeniu darowanych okularów stwierdził, że wygląda teraz jak prawdziwy fotograf. Sale wypełniała muzyka zapowiadająca diaporamy Krzyśka Lachowicza. Lachowicza nadeszła ta chwila. Na początek sto wg autora „antyfotografii”, które antydiaporamą jednak nie były a ostatnia z fotek to napis „wiencej artyzmu”. Prezentację drugiej poprzedziła anegdota o koszulce z podobiznami Marksa, Engelsa i Lenina podpisanymi „Ich troje” a która była pretekstem do powstania diaporamy „Jestem, jaki jestem”. Dodatkowym efektem akustycznym na początku było głośne odkorkowanie wina, co wzbudziło jeszcze większy śmiech. Po „Koszmarze niespełnienia” widzowie zapomnieli klaskać. Następnie był „Mrok” a po nim „dom mego przemijania” z muzyką japońskiego zespołu pankrockowego. Następnie na białym ekranie pojawiły się obrazy Wieśka Jaskólskiego. „Ach to życie”, „Takie czasy”, „Miasto”. Przyszedł też czas na fotografie Marka Lalko. Gdy bardzo nachylił się nad nimi Marek Sarnowski, ktoś spytał, „czego on tam szuka?” „Ziarna”- padło z Sali. „A co on kura żeby ziarna szukał?” - podsumował Leon.
19 czerwiec 2003r. czwartek
Plan dnia napisany przez komisarza Pawła Janczaruka wyglądał dosyć osobliwie.
9.30 kolacja, 13.30 obiad, 14.00 msza Radwanów, 15.00 procesja Radwanów, 16.00 fotki – K. Chądzyńska, 19.00- śniadanie, 20.00- fotki, 21.00- Waldemar Frąckiewicz. Nadzwyczajne pomieszanie wynikało z deklaracji Witka Englendera o tym, że wyjeżdżają po śniadaniu. A wyjechali po obiedzie i radwanowskiej mszy i pamiątkowej, zbiorowej fotografii. Komisarz ogrom smutku wyrażał przez użycie chusteczki wielkości prześcieradła, a na szczęście, jak zawsze klepnął w dach samochodu. Przywitał natomiast fotografów z niemieckiego „Fotozirkel” z Eisenhüttenstadt. Przyjechali: Gerd Schröder, Aleksandra Poraszka i Dieter Thomack. Nieco później pojawił się Jarek Matczyński i Aurelka Socha oraz z Nowej Soli Andrzej Szewczykowski z żoną. Procesja Bożego Ciała w całości przebiegała przez Radwanów w pochmurnej i wietrznej aurze, grożącej w każdej chwili deszczem. Wszędzie było widać fotografów. Co chwilę trzaskały migawki. Żeby mieć inne ujęcie niż wszyscy wchodzono nawet na dach samochodu. Całkiem innych ujęć wymagało fotografowanie wojów i białogłów urody przecudnej z „Bractwa Rycerskiego Zielonej Góry” działającego przy Uniwersytecie Zielonogórskim. Prezentowane stroje wzorowane były na szatach angielskich, francuskich bądź włoskich z XIV, XV wieku z jednym wyjątkiem, jakim był strój wikinga z X wieku. Nie wzorowano się na strojach polskich z prozaicznej przyczyny braku materiałów polskich strojach. Efekt trzyletniej działalności bractwa, którego siedzibami są Siedlisko i Łagów może imponować. Pokaz strzelania z łuku, ciekawe informacje, władanie białą bronią i cierpliwość do pozowania wraz z urodą dziewczyn sugerują, że to musiały być piękne czasy.
W czasie kolacji Paweł Janczaruk wspomniał, że jeszcze nie ma Waldemara Frąckiewicza, co zapewne spowodowało, że wymieniony z imienia i nazwiska stawił się niedługo później na zamku. Po kolacji śniadaniem dziś zwanej poznawano klimat Indii za sprawą fotek Joasi Mrówki. Całkiem inny klimat towarzyszył biało-czarnym fotkom wschowskiego lapidarium autorstwa Andrzeja Szewczykowskiego. Gosia Panek zaprezentowała swoje fotografie z kamery otworkowej, z aparatu Lomo i polaroidowe próby. Olek Majdański wyłożył swoje zestawy i dyskutował nad celowością takiego a nie innego formatu czy kompozycji. O godzinie 21.35 pierwsze diaporamy. Pawł Janczaruk przedstawiając Krzyśka Kuźnickiego powiedział: „po raz pierwszy na warsztatach warsztatach od razu diaporamy czyli wspaniały start w Broniszowie.” Wystartował diaporamą „Szukam planety”. I choć grał zespół „RELANIUM” to do tej jazdy ten specyfik nie był potrzebny – przyjemność podróżowania w kolorach. Następna miała wiele zakończeń. Był koniec, koniec 2, koniec końców i wyczekiwanie czy to jeszcze nie koniec. A następnie „Album o Szczecinie”. „W tunelu” była już autorstwa Oli Kubiak ze Szczecina. Podobnie jak „Praha zaprasza” gdzie opowiadał niestrudzony turysta Wiesław Jaskulski. Na zakończenia Ola zaprezentowała „Poranek” choć do poranka jeszcze dużo czasu. Wiesław Jaskulski przypomniał „Historię o grzybie” a następnie, „O co chodzi”. Przyszedł czas na pokaz slajdów autorstwa Zofii Lubczyńskiej, który trwał 40 minut. Jest aż tyle fotogenicznych miejsc w Broniszowie. Jest tyle osób, które pozostawiły swój obraz w tych sceneriach. Gdy zapaliło się światło wzniesiono toast nie tylko za wszystkich warsztatowiczów jak życzył sobie Zbyszek Szostak ale też za baronostwo Stasińskich, sukcesy Rysia Poprawskiego i Olka Bakinowskiego, których odwiedził w czasie warsztatów. Salę wypełniają rozmowy, zaraźliwy śmiech Gosi Grabskiej, Wojtek Rogowicz rzuca skrót myślowy „nie buszować po Iraku” a po ścianach ślizgają się obrazy Krzyśka Kuźnickiego.
20 czerwiec 2003r. piątek.
Jurek Stasiński nie pozwolił dziś rano Zofii Lubczyńskiej parać się tak przyziemnymi pracami jak przygotowanie śniadania. Wskazał miejsce na fotelu i polecił czekać. Niedługo później pojawił się w drzwiach z tacą, na której oprócz cukierniczki stała piękna filiżanka z pachnącą, gorącą kawą. Szyku dodawała biel płótna przerzuconego przez rękę i pytanie „czy Pani jeszcze sobie czegoś życzy” po którym zniknął za wielkimi kuchennymi drzwiami. On zniknął a wrażenie pozostało. Podobnie jak po historii, opowiedzianej przez Krzyśka Lachowicza o znajomej będącej przejazdem w Łodzi do której na przystanku autobusowym podszedł mężczyzna i spytał „haszło?” Gdy spytał drugi raz zirytowana odpowiedziała „czerwony kapturek”, co zaskoczyło faceta. A znajomi wytłumaczyli jej, że jeździ autobus oznaczony literą „H”. Śmiech był okrutny a kwik po tym, jak Basia Panek Sarnowska wytłumaczyła sobie „a że Ha już pojechało?”
Poranną lekturą był katalog Waldemara Frąckiewicza pt. „Krople Słońca”. Może nawet perełki. Fotografie tak różne w nastroju i wykorzystaniu światła, tak zróżnicowane – jedne oszczędne w przeciwieństwie do następnych pełnych różnych form. I tekst. Jak napisał w katalogu prof. Stefan Treugutt „krótkie formy poetyckie, będące zapisem tego czego nie sfotografował.” I faktycznie „idę przez oszroniałe badyle. Po co wymyślać wiersze” a chwilę wcześniej „Ulewa – biegając na bosaka – stanąłem w ciepłe – krowie gówno,” co bardzo rozbawiło Olka Bakinowskiego. Nie wiadomo co bardziej wyobraźnia czy wspomnienia?
Przed popołudniowymi spotkaniami Leon i Wojtek rzucają talerzem na zamkowym dziedzińcu. Rysiek Poprawski namawia kolejne osoby do pozowania. Sadza ludzi to na schodach to na krzesłach albo stawia w drzwiach czy na dziedzińcu. Niestrudzenie. Jego szeroki film ORWO NP27 wzbudza zainteresowanie Krzysztofa Lachowicza. Natomiast Rysia zainteresował styl noszenia dwóch par okularów przez Krzysztofa, który próbując je poprawić wyzwolił przypadkowo migawkę, co skomentowano jako „powstanie klaty życia”. Warsztatowicze albo gdzieś pstrykają po Broniszowie czy tez miejscowościach ościennych, albo też przygotowują się do następnych całonocnych rozmów odsypiając poprzednie. Choc wiele czasu nie mają. Na owalnym stole pojawiły się fotografie Olka Bakinowskiego, następnie Gosi Grabskiej. Mimo dysproporcji, co do ilości fotografii dyskusja nad nimi trwała równie długo. Potem przyszedł czas na efekty pracy Kasi Saks z Warszawy i Arka vel. Leona (zawodowca) z Wrocławia. Fotografie Kasi Saks oglądane są dzisiaj na raty, ponieważ chciała je jeszcze zobaczyć po powrocie z Zielonej Góry Kasia Chądzyńska a już złożonymi zainteresowali się Jurek i Zofia Lubczyńscy.
Odwiedziła Broniszów Kasia Rędzińska, do niedawna Wojtczak (nawet wpisując się na listę odwiedzających zaczęła od liter „Woj…”) i witała się z Kasią Saks jakby jej nie widziała wiele lat a rozmawiały jakby nie widziały się tydzień. A to już trzy lata. Warsztatowe przyjaźnie przetrzymają nie tylko taką próbę czasu. Ludzi nie spotyka się tak łatwo, chyba że tutaj. Tutaj można naładować akumulatory na przyszłe miesiąca. To nie jest nicnierobienie, to chłonięcie atmosfery i energii jak mówi już kila razy wymieniona Kasia S., która swoje fotki prezentowane na ścianach zamku podpisała: „Kasia Saks. Warszawka. Kierbedzianka.” Obok prezentowały się fotografie Gerda Schrödera z Guben, przedstawiające hutników z Eisenhüttenstadt. Bardzo oryginalnie wyglądały plansze z niewielkimi portrecikami autorstwa Marka Lalo, któremu jako jedynemu chciało się je policzyć i wyszło coś około tysiąca trzystu.
Wieczorem wyłączono prąd. Zapowiadał się wieczór przy świecach. Może byłoby trochę cieplej, ponieważ gdy tylko zaczęło chować się cieplutkie za dnia słoneczko przyszedł chłód. Wraz z nim chmury i przelotny deszcz. Ale prąd włączono i zaczął się wieczór Waldemara Frąckiewicza. Prezentował diaporamy sprzed wielu lat. „……..błądzisz gdzie wytyczono gościńce”, „Pokój” zrealizowane głównie pionowymi kadrami. Następnie „Sympatyczna 14” biało – czarna. Przyszedł czas na „Świątynię”, czyli Korczmin 1985. Nostalgia za czasem świetności, rejestracja, obawa przed nieuchronnym. Kolejna o malarzu i jego sposobie na życie, malowanie i ukazywanie własnych wizji. Autor rozmawiał z widownią jedynie obrazami a widownia nie skorzystała z możliwości rozmowy.
Rozruszała się później po prezentacji slajdów Olka Bakinowskiego Karpacza, Komańczy, Bytomia i Paryża oraz diaporamach Wieśka Jaskulskiego gdy Waldemar Frąckiewicz zaprezentował przyrodnicze slajdy z oryginalnymi dźwiękami przyrody. Było się dzięki nim w głębi puszczy, w parku ze słowiczym, nad stawem pełnym żab i wielu innych nieodgadnionych dźwięków.
Warsztatowe kartki z pozdrowieniami wysłane zostały do Jerzego Wygody Englender Witka Englendera. Świstak komisarza tak skutecznie zarył się, chyba już na zimę, że odnalazł się dopiero po warsztatach
Cytaty dnia:
„Ka Ce Browar”- Joasia Mrówka o jakimś browarze w Krakowie, poprawiając się następnie
„Ce Ka Browar”. No cóż. Najpierw browary później kace.
Wojtek Rogowicz vel. „Jan Miodek” – „…nie w Lubiniu a w Lubinie bo nie w dupiu a w dupie”.
21 czerwiec 2003r. sobota
Słoneczny ranek Krzysiek Lachowicz rozpoczyna od poszukiwań swojego aparatu, który jakiś przebrzydły i złośliwy uczestnik schował mu w jego własnej skrzyni na sprzęt a cała reszta ohydników udaje, że nic nie wie. Szybko jednak kończą się poszukiwania i słoneczko. Silny wiatr przygnał szare chmury i deszcz, które szybko ustąpiły miejsca białym obłokom, ale wiatr pozostał. Przybywa postaci tego ostatniego dnia. Wczesnym rankiem przyjechał ponownie Zbyszek Rajche. Z niemieckiego Fotozirkel przyjechała Ines Unger, Aleksandra Poraszka, Heidi, Gerd Schröder. Z Beatą i Arturem Beling przyjechała Małgorzata Siuda, która w zielonogórskim teatrze reżyseruje sztukę „Czaszka
z Connemara” (historyczna kraina Irlandii), którą napisał Martin Mcdonagh. Otwarta próba odbędzie się 5 lipca a premiera we wrześniu tego roku. Odwiedziła też warsztaty Paulina Seńków. A wieczorem wróciła do domu ukochana córeczka Stasińskich – Agata. Ze łzami w oczach witała wszystkich.
Gdy zegar wybił 12 razy a Paweł Janczaruk wytrąbił (odtrąbił) początek pokazów wszyscy spacerowali dookoła stołu i dookoła Indonezji Joasi Mrówki. Później dla kontrastu była fotografia otworkowa i solaryzacje. Paweł przedstawiał warunki w jakich powstawały fotografie. Także te zrobione przez dzieci ze szkoły podstawowej w Krośnie Odrzańskim, które odwiedziły Broniszów. Po fotografiach wykonanych na warsztatach w technice gumy przyszła kolej na fotografie Ines a następnie Heidi, której podwójne ekspozycje zainteresowały Zosię i Jurka Lubczyńskich. Swój debiut na warsztatach warsztatach Broniszowie miała tez Ola Poraszka korzystająca z uwag jakie miał Paweł Janczaruk i inni chętni by przekazać swoją ocenę.
Fotografia zbiorowa robiona była na raty. Co chwilę ktoś dochodził. Ale zdążyli i Heidi i Gerd, Ines, Krzysztof Lachowicza Lachowicza także Kinga i Leszek Krutulscy.
Przed osiemnastą szykuje się ostatnia kolacja. Jeszcze w tym roku nie było na stole aż 21 nakryć. Gości jest wystarczająco, uczestnicy nie wszyscy dopisali. Wielu nie przyjechało. Niech wiedzą co stracili gdy będą to czytali. W tym samym czasie Joasię Mrówkę coś ugryzło. Dosłownie. Wszystko wskazywało na osę. A że w oko więc u mrówek osy maja przechlapane. Na oficjalnym zamknięciu warsztatów było oczywiście zagajenie komisarza Pawła Janczaruka. Następnie kilka osób też coś powiedziało. Wiesiek Jaskulski natomiast przeczytał. Wiersz. Wiersz napisany przez siebie dla Wiesi Stasińskiej, która poprosiła go by przeczytał. Jeśli ktoś chce poznać jego siłę niech przeczyta go na głos. Choćby był w autobusie, czytelni, kolejce czy toalecie. Teraz.
Pogubiony pół
Pogubiony cały
Śnię by odnaleźć
Brzeg spokojnego dnia
Ile chwil
Ile dni
Całować trzeba
Na urodziny wiosny
Tutaj liście
Już dawno zapomniał wiatr
Samotne sople
Przytulone do wiatru
Dal mgły
Niewidome tęsknoty
Potykają się o łzy
Smak szczęścia
Uśmiech niecały
Krok, odgłos
Szczekanie psa
Płacz dziecka
Rozmowę
Pocałunek – zwariowany dotyk ust
Tak leżą pogubione
Cało
I na pół.
Czy kogoś zdziwi, że było przez chwilę cicho. Gdy zgasło światło do oczu i uszu przemawiały kolejne diaporamy. Krzysztofa Lachowicza „Tam gdzie ty”; „Jesienny sen gdańskiego listonosza” ze Sławkiem Fiebiegiem w roli listonosza,a w następnej Krzysztof Lachowicza grała w „Mniej niż zero” z 1983 roku. Na prośbę Wiesi Stasińskiej przypomniana została diaporama „Jestem, jaki jestem.
Zobaczyć można było prezentowane przez Wieśka Jaskulskiego: „Jeszcze raz przyjdź życie”; „Zazdrość”; „Miasto”; „Ach to życie”; ”Historia o grzybie”. Ponownie prezentowałi się Ola Kubiak i Krzysiek Kuźnicki. A ostatnie diaporamy „Takie czasy”; „O co chodzi” kończyły się przed północą. Oczywiście był wieczór świec i z uwagi na niespotykane światło wiele filmów wypstrykano leżąc bądź klęcząc na podłodze namawiając do tego innych. Do rana gwar rozmów i muzyki. A rano?
22 czerwiec 2003r. niedziela
A ranek był rankiem procesji. Wciąż mniejszej i mniejszej bo co raz mniej osób odprowadzało kolejnych odjeżdżających. Jeszcze tylko klepnięcie komisarza na szczęście, klakson w odpowiedzi i do zobaczenia za rok. Wiesia wystawiła swój samochód przed zamek, żeby gdy wszyscy wyjadą nie było tak bardzo pusto.
Przez tydzień udało się żyć bez telewizora, radia. Niektórzy nawet mogli obyć się bez telefonu komórkowego. Ale nie mogli być bez siebie. Bez rozmów, spotkań, kawałów, sprzeczek i dyskusji, fotek i aparatów fotograficznych. Czas odmierzało słońce, zaglądając po kolei do zamku. Gdy było na huśtawce Sali kominkowej kołysało cię jeszcze do snu. Kiedy wchodziło na dziedziniec zamku mogłeś być już spóźniony. Kiedy czułeś je zapachem lip od strony drogi znak, że kolejny ciekawy wieczór przed tobą. A gdy zniknęły fotografie, sprzęt, ekrany i statywy ze ścian znów zaczęła przemawiać plakatowa historia warsztatów fotograficznych w Broniszowie.
Do zobaczenia za rok. Albakino
czyli Aleksander Bakinowski.