"Nieznana twórczość Henryka Halkowskiego"

- prace plastyczne zmarłego 01.01.2009 w Krakowie znanego pisarza i filozofa

17.09 - 9.10. 2009


Tekst Marty Gołąb, towarzyszący wystawie H. Halkowskiego

Żyć tak, by każdą chwilę przeżyć pięknie - ta myśl, znaleziona w zapisach Henryka Halkowskiego charakteryzuje jego postawę. Henryk żył pięknie i sam piękno tworzył. To niezwykła wrażliwość -uważna dbałość o dobór słów precyzyjnie, a czasem dosadnie wyrażających myśl, życie przesycone muzyką, fascynacja światem filmu, oryginalny talent plastyczny. Wielka kultura i poczucie wykwintnego smaku, czystość i szlachetność duszy - i już od najmłodszych lat ujawniona różnorodność talentów, ten nadmiar obfitości, manifestujący się z jednej strony dramatycznym poczuciem tragizmu istnienia, a z drugiej upodobaniem do groteskowego dowcipu.
Henryk nie eksponował tych prac. Dbał jednak o nie, cenił, naprawiał, podklejając precyzyjnie rozerwane fragmenty. Z wykształcenia był architektem i filozofem, jednak to nie projekty architektoniczne mówią tak wiele o człowieku, jakim był Henryk, a właśnie te, ulotne, kameralne miniatury, w których czujemy swobodna grę wyobraźni. Są to prace dowcipne, ciekawe, trochę dziwne, zaskakujące.
Precyzyjnie, z czułością rysowane na kalkach mapki (mówiło nich przekornie "małpki"). Kolorowane kredkami od strony odwrocia. Jedne szczegółowo opisane, inne, o obłych, nieregularnych kształtach, pozbawione treści przekazu mapy - trwają w swoim odrealnionym bycie, jak żywe tkanki organizmu tętniące siecią błękitnego krwiobiegu rzek i granic. Oto plan miasta: miniaturowe zarysy barokowego ogrodu, rzuty zabytkowych budowli, maleńkie kółeczka oznaczające krzewy - ile delikatności i cierpliwości potrzeba, by pięknie narysować miasto.
Rysunki na kalkach wykonane kolorowymi tuszami to nie są banalne "przekalkowania" reprodukcji znanych dzieł sztuki. Rysowane finezyjną kreską piórkiem, tuszami o wyrafinowanie dobranych odcieniach są oryginalnymi pomysłami Henryka. Oglądamy rysunki nawiązujące do dzieł mistrzów: Breughela, Boscha, Vermeera, Muncha. W niektórych fantastycznych rysunkach odczuwamy echa włoskiego manieryzmu, twórczości Gaudiego, jakieś pokrewieństwo z Witkacym.
Kaligrafia Henryka, obecna w dedykacjach książkowych podlegała ewolucji, gdyż eksperymentował on z pismem, ulegając wpływowi średniowiecznej kaligrafii sefardyjskiej, bawiąc się "melodią" i deformacją liter, zmieniając kierunki pisma, łącząc w jednej kompozycji różne przez siebie wymyślone konwencje. Urocze wycinanki, rozetki wycięte w niecodziennym tworzywie - w opakowaniach po cukierkach "Krówki" (można rozpoznać różnych producentów, bo papierki różnią się) powstały u schyłku lat 1950-tych. Są wycięte ostro zakończonymi nożyczkami do paznokci. Henryk dbało wycinanki, naprawiał, precyzyjnie podklejał taśmą tzw. gęsią skórką. Te oryginalne rozetki, wykonane przez małego chłopca to może ostatnie autentyczne żydowskie wycinanki, jakie po wojnie powstały w Polsce. Prezentowane na wystawie prace, aczkolwiek są miniaturami, mają niejednokrotnie siłę monumentalną - proszę zwrócić uwagę na "kosmiczną" kompozycję wystukaną czcionkami maszyny do pisania na maleńkiej karteczce.
Przedstawiając Państwu wystawę "dzieł ukończonych" nie można pominąć tego, co dla Henryka było wielkim dziełem, wyzwaniem dla przyszłości, obowiązkiem wobec narodu żydowskiego i polskiego, wobec miasta, w którym żył i tworzył. Bo dla Henryka Kraków był tym jedynym wybranym i ukochanym miastem, w którym powinien powstać Instytut Żydów Aszkenazyjskich. Pisząc o tożsamości żydowskiego Krakowa budowanej w oparciu o pamięć o tym, z czego jesteśmy dumni, Henryk Halkowski zwracał uwagę na to, co odróżnia żydowski Kraków od innych miast na świecie: "Powodem do dumy jest (...) to, że w XVI i pierwszej połowie XVII wieku było to jedno z dwóch, trzech najważniejszych miast żydowskich w Europie - pod względem duchowym, religijnym, kulturalnym, ekonomicznym, społecznym. (...) Wkład żydowskiego Krakowa w kształtowanie się aszkenazyjskiej tożsamości w okresie złotego i srebrnego wieku, tzn. w XVI wieku i w pierwszej połowie XVII wieku jest jedyny i niepowtarzalny. I z tego właśni my wszyscy - Żydzi i nie-Żydzi, mieszkańcy Krakowa i innych miast w naszym regionie Europy mamy prawo być dumni. Powodem do dumy powinna być także działalność wielu wybitnych krakowskich Żydów żyjących w późniejszych epokach. (...) Nie ma w Polsce miasta bardziej niż Kraków odpowiedniego do mówienia o wspaniałej żydowskiej tradycji i kulturze. Na tej pamięci o tym powinno się budować tożsamość żydowskiego Krakowa. I kultywowaniem tej właśnie pamięci powinna się zajmować instytucja, której powstanie postuluję". Tak pisał Henryk Halkowski w 2007 roku na Forum Żydzi - Chrześcijanie - Muzułmanie (www.znak.org.pl).
Mam nadzieję, że wystawa ta będzie dla Państwa pretekstem do zapoznania się z ideą Instytutu Aszkenazyjskiego w Krakowie i do podjęcia społecznej dyskusji na ten temat.

Marta Gołąb, 2009 r.

Tekst Henryka Halkowskiego

GRANADA

Ogromny księżyc wyłania się zza ciemnego łańcucha Sierra Nevada, i jego blade światło pada na wzgórza i miasto. Oświetlona Alhambra jakby chciała skupić w sobie blask całego świata (jeszcze pamiętam pierwsze wrażenie - "więc to jest właśnie to, spodziewałem się, że będzie inne, większe", a jednak to, co widzę jest w jakiś dziwny sposób potężniejsze od moich wyobrażeń). To tutaj mauretańscy władcy chcieli stworzyć sobie ziemski odblask raju, hedonistyczny ideał absolutnego szczęścia. Jednakowoż Bóg (Allach) nie opuścił, aby w tak podstępny sposób kwestionowano wartość jego obietnic: skłóconych, walczących między sobą o zdobycie lub utrzymanie "szczęścia" władców podbili wrogowie; opustoszały potem Alhambra i Generalife, rajem być przestały. Toteż nie ma już teraz raju na ziemi - zostały nam tylko nadzieje na raj pośmiertny; i może tylko czasem wśród tłumów turystów zwiedzających pałace emirów ktoś odczuje coś, jakby rajski powiew, który zaraz zniknie; tłumy przewalają się przez ciasne pokoje zgrupowane wokół małych, ocienionych dziedzińców; małych - bowiem ten arabski raj przeznaczony był tylko dla jednej osoby, dla władcy "królestwa z tego świata".
....
Tkwiła we mnie od dawna ta Hiszpania, nie wiem, czy to przez jakichś przodków, którzy podobno, kiedyś itd" czy nie, ale ten kraj, jedyny w swoim rodzaju, niepodobny do niczego oprócz samego siebie, z wielowiekowymi pokładami kultury, tak intensywnie żywy, z Kordobą nauki i filozoficznej medytacji, Sewillą beztroskiej zabawy i Granadą unieruchomionego piękna; z Toledo drzemiącym snem wielowiekowej zadumy, z górskimi fortecami Segowii i Avilli; ta Hiszpania corridy i flamenco, krwi i wina, Goyi i Velazqueza, bezgranicznego cierpienia i niepohamowanej radości tkwiła we mnie na długo wcześniej, zanim ją zobaczyłem; wyczuwałem ją zawsze.
....
Budzę się w pociągu jadącym prosto przez niewiarygodnie pustą i smutną, płaską ziemię, ożywianą jedynie ciemnymi sylwetkami wiatraków na horyzoncie - to Mancha, ziemia Don Kichota. Zimny wschód słońca (cała Kastylia to "wysoki" kraj) - gdzie są ślady kopyt Rosynanta? W całej Hiszpanii, pomimo, że to było dawno, tylko w niektórych miejscach, ale wielka metafora obejmuje cały kraj podobnie jak powieści Dostojewskiego są metaforami całej Rosji.
....
Po raz drugi w Hiszpanii przypomniał mi się Schulz - po raz pierwszy było to w parku Guel w Barcelonie, w tym ogrodzie ze ścieżkami prowadzącymi w próżnię i będącym, zda się odbiciem nieistniejących światów rządzących się własnymi, tajemniczymi prawami.
Obrazy J. R. de Torres są przepojone tą samą erotyką, erotyką przełomu wieków, w której kobieta była siłą fatalną i przyciągającą.
....
Kilka nut ze starych piosenek, kilka zatrzymanych pod powiekami kadrów z dawno oglądanych filmów, kilka stronic z tych książek, które wówczas wydawały się objawieniem, strzępki miejsc, w których czuło się umiejscowione pokłady wartości, jakieś minięcia kilku twarzy w tłumie na ulicy, twarzy zdających się być usprawiedliwieniem sensu, - i jakie jeszcze znaki czasu minionego, jakie jeszcze możliwości odwzorowania wymiaru czasowego w tej plastycznej masie, jaką stanowimy coraz bardziej i coraz mniej - i pory roku przechodzące jedna za drugą, szelest liści na drzewie, rysunek zieleni na niebieskim tle nieba, czerwony odblask zachodu słońca - i teraz, tutaj (hic et nunc) - które już za chwilę przestanie być teraz, i z każdą chwilą coraz bardziej będzie tracić swoja materialność, z każda chwilą bardziej (aż zniknie w niebycie, nie, nie w niebycie, w czymś zupełnie innym, nie do porównania).
Henryk Halkowski, 1974 r.

Od Galerii:
Znał Go cały Kazimierz, ba, cały Kraków i równocześnie znało Go naprawdę tylko kilka osób.
Był częścią krakowskiego Kazimierza, filozof i architekt z wykształcenia, pisarz, historyk, tłumacz, dziennikarz, wydawca...
Ja miałem szczęście poznać Go, lecz tylko przelotnie, rozmawiałem z Nim 2-3 razy.
I nie wiedziałem, jak większość, że także plastyka nie była Mu obca.
Prac swych nie pokazywał nikomu.
Teraz, po Jego śmierci, pani Marta Gołąb zorganizowała wystawę prac nieznanych wcale, od dziecinnych jeszcze wycinanek po podkoloryzowane akwarelą mapki i piękne kaligrafie.
Wystawa ta towarzyszyła Festiwalowi Kultury Żydowskiej w Krakowie (Stara Synagoga czerwiec/lipiec 2009), a teraz zaszczyciła Jastrzębie Zdrój.

Grigorij Kanowicz, znany pisarz żydowski powiedział o nim kiedyś:
"Nie ma Krakowa bez Henryka Halkowskiego
i nie ma Henryka Halkowskiego bez Krakowa".

Nie ma już takiego Kakowa



powrót
Powrót na okładkę