"FOTO-TROCHA"
65 lat zakładu fotograficznego z Mysłowic
- trzy pokolenia
16.08. - 7.09.2001
Niełatwo jest opisać, a w dodatku w tak wielkim skrócie, 65 lat pracy zakładu fotograficznego.
I to nie zwykłego zakładu. "Foto- Trocha" - ta nazwa od samego powstania zakładu oznaczała doskonałą jakość, nie tylko techniczną, zdjęć. Tu mała dygresja - bardzo krótko, na samym początku nazywał się "D'ORA", ale szybko to zmieniono, gdyż klienci do właścicielki mówili "Pani Doro".
A zaczęło się wszystko od spotkania Pani Jadwigi z Pawłem Trochą. Obydwoje byli fotografami, dobrymi, a w dodatku spodobali się sobie. 20 lipca 1936 roku założyli swój zakład w Mysłowicach przy ul. Bytomskiej i pobrali się.
O ich życiowych perypetiach powinna powstać książka i, miejmy nadzieję, ktoś ją napisze. Może pani Jadwiga Trocha, gdy wygospodaruje czas pomiędzy pracą zawodową, a przygotowywaniem nowej wystawy.
Kilka słów o właścicielach: nie żyjący już, Paweł Trocha - rzemieślnik i artysta, członek ZPAF z legitymacją o numerze 276 wydaną w 1960 roku, uczestnik wielu wystaw i zdobywca wielu nagród oraz Pani Jadwiga - Mistrz Rzemiosła Artystycznego, posiadaczka m.in. Medalu 150-lecia Fotografii, aktywna działaczka Cechu ( przez 10 lat Starszy Cechu ).
Cała Rodzina zajmuje się fotografią. Obecnie w zakładzie, oprócz Pani Jadwigi, pracuje Jej synowa i wnuczka.
Na wystawie pokazujemy oprócz zdjęć rzemieślniczych także czarno-białe zdjęcia syna - Janusza
i, mieszkającego za granicą, wnuka Pawła, który robi impresjonistyczne zdjęcia wody.
Trzy fotografujące pokolenia. Ale nie tylko to jest niezwykłe. Niezwykłe są też zdjęcia wykonane przez Panią Jadwigę. Nie z powodu stosowanych przez niektórych fotografów "sztuczek" technicznych, ale przez to, że przynoszą szczęście osobom na nich przedstawionym. Mówi o tym nie tylko ich Autorka, nie tylko inne osoby, mówi o tym też liczba ludzi, którzy za młodu robili sobie tu zdjęcia, a teraz są znanymi postaciami życia publicznego. Nie byle kto fotografował się w zakładzie Trochów. Artyści /- śpiewaczka Jadwiga Romańska, piosenkarka Carmen Moreno, skrzypek Dworakowski, dyrygent Krenz, Konarzewski ojciec i syn (malarze)/; duchowieństwo z biskupem Adamskim na czele; ludzie nauki, jak np. prof. Antoni Szafranek czy rektor Politechniki Śląskiej prof. Pochopień; pisarz Stanisław Ligoń, Krystyna Loska - spikerka, a nawet Miss Polonia Karina Wojciechowska i wielu, wielu innych.
Tutaj przyjeżdżają sobie zrobić zdjęcia ludzie nie tylko ze Śląska, nie tylko z reszty kraju, czy też z Europy, ale praktycznie ze wszystkich kontynentów (pomijając Antarktydę).
Zdjęcia Trochów nie są wykonywane wyłącznie w zakładzie. Janusz Trocha fotografował w Watykanie biskupów polskiego pochodzenia i jest autorem ostatnich zdjęć Kardynała Wyszyńskiego.
Pani Jadwiga Trocha robi wystawy eksponowane najczęściej w Miejskim Centrum Kultury w Mysłowicach. Wystawy wielkie, tematyczne, związane z miastem, które wybrała. Wystaw tych było wiele. W 1994 wystawa dorobku artystycznego "Foto-Trocha", 1995 - "Rozpoznaj się po latach", 1996 - "Miłość sprawdzona" i "Od Pawła do Pawła" z okazji 60-lecia zakładu, 1997 - "Kobiety naszego miasta", 1999 - "Mysłowickie rzemiosło" i w roku 2000 wystawa "Od kardynała Hlonda do księdza Łukasza" duchowieństwo dekanatu mysłowickiego. Na tej ostatniej prezentowane były wykonane przez Panią Jadwigę zdjęcia 80 spośród 140 osób duchownych wywodzących się z Mysłowic. Teraz przygotowuje już nową wystawę.
W Galerii "Ciasna" na obecnej wystawie są zdjęcia poczynając od historycznych, z pierwszych dni pracy zakładu, poprzez zdjęcia rzemieślnicze z całego okresu, aż do ostatnich z w/w wystaw.
Szczęśliwe Fotografie.
Wie, jakich zdjęć unikać, bo przynoszą pecha i jak wydobyć z człowieka blask, który przyciąga powodzenie.
Po 65 latach pracy mysłowicka fotografka Jadwiga Trochowa robi tylko takie zdjęcia, które przynoszą ludziom szczęście.
Od dzieciństwa czuje nad sobą rękę Przeznaczenia. Miała 6 lat, kiedy straciła wzrok. Nagle i bez powodu. Przez rok cała rodzina modliła się do Matki Boskiej Lipskiej, mała Jadwiga również. Pewnego dnia poprosiła Panienkę: "Niech mnie nogi nie noszą, ale chcę widzieć". I w ciągu jednej nocy przewidziałam - mówi. Musiała odzyskać wzrok, żeby wypełnił się następny etap przeznaczenia: praca oczami.
Bunt córki fabrykanta.
Jej ojciec miał fabrykę mebli gdańskich w Grudziądzu, kilkupiętrową kamienicę i posiadłość ziemską za miastem. Ona jedna z sześciorga rodzeństwa rozumiała się z ojcem bez słów bo oboje mieli dusze artystyczne. Była podlotkiem gdy zmarł. Mama - jak było w zwyczaju - trzem synom kazała się kształcić, a córki miały się sposobić na dobre żony Jadwigę ciągnęło do malowania, ale na Akademii Sztuk Pięknych powiedziano, że za młoda, bo tam się rysuje akty. 16-letnia, w tajemnicy przed matką, poszła pracować do zakładu fotograficznego. Minęły 3 miesiące, nim się matka dowiedziała. Odszukała córkę, zrobiła przy wszystkich awanturę i zakończyła: "Albo dom i dobrobyt albo poniewierka!" - Wybieram to drugie - powiedziała hardo córka. Był rok 1930, Na młodą dziewczynę bez mieszkania nie czekało łatwe życie. Jednak właściciel zakładu zdążył się już poznać na talencie i pracowitości Jadwigi. Zamieszkasz w zakładzie, powiedział, i pozwolił po zamknięciu rozkładać polowe łóżko.
Kilkakrotnie jeszcze zmieniała pracę, bo chciała się jak najwięcej nauczyć, a wszędzie przyjmowano ją chętnie: była już cenionym fachowcem. Była też młoda, zgrabna, wolna, z ciętym językiem, silnym charakterem, więc wciąż w pobliżu kręcili się namolni mężczyźni. Ciągle ktoś chciał ją wydawać za mąż. Gdy ostatni pracodawca powiedział: "Opłacę ci studia w Wiedniu, jeżeli wyjdziesz za brata mojej żony", postanowiła opuścić Grudziądz. Sama sobie wybiorę męża, mówiła. Znalazła ogłoszenie w gazecie, że na Śląsku ktoś szuka pracownika do prowadzenia trzech zakładów fotograficznych jednocześnie. Mężczyzna zasięgnął języka na jej temat, po czym przysłał bilet i trzymiesięczne pobory. Słowo się rzekło. Przed wyjazdem miała sen: jakieś zapadłe miasteczko, ona wchodzi w brudną sień, przegniłymi schodami na strych wbiega... Czuła, że ten sen ją ostrzega. Ale musiała pojechać, żeby przeznaczenie przybliżyło ją do Niego...
Schodami ze snu.
Wysiadła w Mikołowie. Przyjechała z pięknego zadbanego miasta, a tu zapadła dziura, małe chałupinki, szaro. Zamiast szyldu - wyciągnięta ręka wskazuje zakład fotograficzny. Jadwiga wchodzi do szpetnej sieni, w oknach popękane szyby, smród, przegniłymi schodami idzie na strych... Wszystko takie, jak w jej śnie. Co robić, wrócić? "Tata prowadź!" - poprosiła w myślach, jak zawsze, gdy w życiu szło krzywo. Gdy zdrzemnęła się chwilę w tej brudnej norze, zbudził ją dotyk. Otwiera oczy i widzi małą dziewczynkę, która głaszcze ją po ręku. Trójkę takiego drobiazgu zostawiła matka na głowie nie dającego sobie rady z życiem fotografa. - Tak i amen - powiedziała dziewczyna i została. Fotograf miał także zakłady w Tychach i Rudzie Śląskiej, w jeszcze bardziej opłakanym stanie. Jadwiga, córka fabrykanta mieszkała teraz jak łazarz, na strychu. Wzięła się jednak ostro do pracy. Wynajęła fachowców i zaczęła remontować trzy zakłady. Pracowała od świtu do nocy. Pilnowała remontu, interesu, urządziła ładnie wystawy. Robiła też zdjęcia. Wkrótce wszystkie punkty zaczęły tak dobrze prosperować, że właściciel otworzył czwarty zakład. Dzięki Jadwidze. A znowu dzięki temu napłynęły oferty pracy. Zwłaszcza na jedną zwróciła uwagę właścicielowi. - Pismo mocne, świadczące o pewności siebie, to na pewno zarozumiały smarkacz - powiedziała, ale szefowi właśnie ta podobała się najbardziej. Podpisana była: Paweł Trocha.
Walizka pełna przeznaczenia.
W przeddzień jego przyjazdu dziewczynie śni się mała walizeczka pełna czerwonożółtych jabłek. Między nimi jedno większe, zielone, ona po nie sięga, odgryza kąsek i czuje dziwny a przyjemny smak. Obudziła się z tym smakiem na języku. Pamięta dokładnie: 11 stycznia 1936 roku, godzina 11.00, w drzwiach zakładu fotograficznego stanął chłopak. - Proszę się rozebrać i retuszować klisze zarządziła, a on na to, że tylko z szefem będzie rozmawiał, a nie z... tu ją zmierzył wzrokiem. I od razu skoczyli sobie do oczu. - Jeśli panu zależy na tej pracy, niech pan robi, o co proszę. Chłopak rad nierad wziął się za robotę, a ona mu się z boku przygląda. Buty wyglansowane, spodnie wyprasowane, czyściutkie ręce, pachnący, pomalowany wąsik... no i pierwszy, który jej się nie narzucał, jeszcze się kłócił. Zrobił klisze bardzo dobrze. Ona zmiękła i on zmiękł. I wtedy chłopak otworzył swoją walizeczkę: była pełna czerwono-żółtych jabłek, a wśród nich jedno większe, zielone. Wzięła zielone, ugryzła. Smak ten sam, co we śnie.... W ciągu godziny rozstrzygnęło się całe jej prywatne życie. Paweł zaprosił ją na obiad i powiedział, że chce w Mysłowicach otworzyć własny zakład fotograficzny i szuka żony, która by była fachowcem. Spojrzał na nią: - Pani mi się podoba. - Pan mi też - powiedziała bez ogródek. - To może się pobierzemy? - on pyta. A ona: Możemy. Kilka miesięcy później wzięli ślub. Wcześniej otworzyli własny zakład w Mysłowicach. 20 lipca l936 roku, godzina 11.00. Pierwszymi klientami byli sąsiedzi urzędujący przy tej samej głównej ulicy: piekarz, fryzjer, elektryk. Tak zaczęły się lata dobre i złe dla rodziny i zawodu: dzieci, wojna, rozłąka, praca...
Pomyślność na kliszach.
Najpierw ludzie robili zdjęcia ślubne. Wkrótce fotografowano chrzciny, potem rocznego bobasa. Za parę lat komunia, zdjęcie szkolne, zdjęcie do dyplomu uczelni i już młodym znowu zdjęcia ślubne. Szybko to szło. Wkrótce się okazało, że ci, którzy u Trochów robili zdjęcia - wysoko zachodzą. Wielu z nich to dostojnicy nauki i Kościoła. Jadwiga szybko zauważyła, że jeśli w czasie zdjęć ślubnych panna młoda chce sfotografować się również osobno, małżeństwo się rozleci. Również nie wolno fotografować narzeczonych tuż przed ślubem, bo do ślubu nie dojdzie. Często namawia ludzi na zdjęcia rodzinne. Okazuje się, że w samą porę, bo właśnie dzieci się porozjeżdżały w swoje strony i jedynie ta fotografia spaja rodzinę. Jadwiga Trochowa nie wiedziała, jak bardzo jej zdjęcia przynoszą szczęście. Klienci jej to uświadomili. Ktoś od 2 lat szukał pracy i nic. Dopiero gdy dołączył do oferty zdjęcie od Trochowej, dostał pracę w ciągu tygodnia. Innemu nie szedł biznes. Sfotografował się, postawił sobie własne zdjęcia na szafce - życie odwróciło się na lepsze. W sprawach matrymonialnych nie ma co mówić: na fotki od Trochowej konkurenci lecą, jak muchy.
W każdej twarzy jest cząstka Boga.
Fotografia to światło, a światło to życie. Pani Jadwiga uczyła się tego od podstaw.Tak jak fotografowania rąk, bo nie ma portretu bez rąk. Nic nie wiadomo o człowieku, jeśli na zdjęciu nie widać jego dłoni. Dzisiaj fotografowie robią portrety albo prawdziwe, albo ładne. Na fotografiach Trochowej jest i prawda, i piękno. - Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo - mówi - więc w każdej twarzy jest boska cząstka i ja jej szukam, a potem wydobywam to boskie - ten błysk w oku i ten błysk wewnętrzny. Obserwuje człowieka już od wejścia do zakładu, o ile to nieznajomy. Tych, którzy byli u niej kiedykolwiek, rozpoznaje nawet po latach, pamięta też, o czym rozmawiali. Rozmowa to jej sposób na szukanie w człowieku tego błysku. Z każdym inaczej, o czym innym. Czasem trzeba coś palnąć z głupia frant, żeby zbić kogoś z pantałyku, bo usztywnił się przed kamerą. Każde zdjęcie robi tak, jakby pierwszy raz w życiu, nic na odtrąbione. Siadam i ja w dużej, starej pracowni, pełnej ogromnych portretów fotograficznych i starych foteli. Ciemno, patrzą na mnie tylko dwie duże lampy o ciepłym, rozproszonym świetle. Absolutna cisza, chociaż w pracowni jest kilka osób. Powoli z mroku wyłania się twarz Jadwigi Trochowej. Hipnotyzuje mnie oczami i niewiele więcej pamiętam, poza tym, że zapalały się i gasły światła, gdzieś za mną, na dole, z góry i z boku. To były bardzo przyjemne chwile.
Wróżka 5/2001
Powrót na okładkę