„Ulica”
wystawa zbiorowa
Pracowni Edukacji Fotograficznej ZUTW
15.03.2018 do 13.04.2018
Autorzy
Irena Anioł,
Elżbieta Gaińska,
Teresa Brandyk,
Bogumiła Hyla-Dąbek,
Andrzej Kozak,
Krystyna Jaworska,
Krystyna Filmanowicz,
Beata Wołyniec,
Janina Komorowska,
Krystyna Jaworska,
Irena Sosnowska,
Jerzy Staszewski,
Teresa Kaczmarek,
Regina Pawliczak,
Paweł Janczaruk,
Wanda Maciejewska,
Małgorzata Mężyńska,
Stefan Szczęsny,
Danuta Mamczur,
Roman Grobarski,
Andrzej Kozak,
Tekst Pawła Janczaruka - komisarza wystawy
Przemierzając ulice miast
"Być człowiekiem i żyć wśród ludzi to przecież cudowne, nawet jeżeli znamy podłości i zbrodnie, do jakich są zdolni"
Czesław Miłosz
Fotografia uliczna - określenie niefortunne dla języka polskiego, zapożyczone wprost z języka angielskiego ("street photography"). Sugeruje fotografowanie na ulicach miasta, jednak jest to uproszczenie, w szczególności jeżeli chodzi o charakter, jaki mają w rzeczywistości takie fotografie. Większość tego typu zdjęć wykonywanych jest w dużych miastach. Jednak to, co w nich jest najważniejsze, nie odnosi się do architektury, lecz do człowieka, jego zachowań oraz relacji z otoczeniem. Fotografia uliczna jest pokazaniem człowieka w świecie. Przedmiotem zdjęć mogą być też nieobecni ludzie, czyli ślady po ich działalności. Pochodzenie terminu "fotografia uliczna" odnosi się bardziej do czasu i człowieka niż do miejsca, w którym on się znajduje.
Stylistyka fotografii ulicznej kształtowała się od końca XIX wieku do lat 70-tych XX wieku. Jest to okres, w którym zmieniła się kilkakrotnie technologia fotografii. Skonstruowano kamery przenośne, aparaty małoobrazkowe, jaśniejsze obiektywy. W okresie tym znacznie rozszerzyły się możliwości tego gatunku fotografii. Pojawiły się na rynku filmy zwojowe, a następnie zwiększyła się ich czułość. Aparaty zyskały możliwość naświetlania przy krótkich czasach otwarcia migawki, co pozwoliło na wykonywanie zdjęć z ręki. Nastąpiło też przewartościowanie estetyczne fotografii. Mniejsze znaczenie zaczęło mieć utrwalanie tego, co trwałe, a atrakcyjniejsze stało się fotografowanie tego, co ulotne. W przewartościowaniu tym upatruje się również powstanie reportażu i fotografii dokumentalnej, do których zalicza się fotografia uliczna.
Po wynalezieniu aparatu małoobrazkowego fotografia w miejscach publicznych stała się jednym z ulubionych gatunków. Wykonywano portrety, ale też podpatrywano ludzi, często z utrwalając ich emocje. Fotografia uliczna zachęcała do subiektywnego podejścia, przedstawienia opinii lub opowieści poprzez zdjęcia. Spacerując po mieście, obserwujemy, przewidujemy chwilę, planujemy i wykonujemy fotografię. Dokumentujemy życie, przedstawiając niekończącą się opowieść. Fotografia taka pozbawiona jest obiektywizmu. Każdy fotograf snuje własną opowieść. Jeden wybiera się w celu uchwycenia decydującego momentu. Ktoś inny może pokazywać wyjątkowe zdarzenia lub znajduje coś ciekawego w szarej prozie życia. Fotografia uliczna to fotografia człowieka przemierzającego świat, utrwalającego swoje spostrzeżenia na zdjęciach.
Początkowo fotografowano tylko życie ulicy, jednak obecnie każde miejsce jest dobre, byle uchwycić chwilę wartą opowiedzenia. Anegdotę, analizę ludzkich zachowań, błyskotliwy wniosek z danego momentu lub zwykłą codzienność. W zasadzie na fotografii ulicznej może znaleźć się wszystko. To fotograf decyduje, co i jak przedstawi.
Za pionierów fotografii ulicznej uważa się Jeana Eugene Atgeta i Alfreda Stieglitza. Ich fotografie to fundamenty nurtu oraz inspiracja dla kolejnych pokoleń artystów. Atget zaczął systematycznie dokumentować miasto, a Stieglitz ukazywać w nim życie. Lewis Hine jako jeden pierwszych wykorzystał fotografie w obronie człowieka, ukazując jego problemy, niesprawiedliwość i wyzysk. Fotografował dzieci i młodzież w ciężkich warunkach pracy. Zdjęcia te wykorzystane zostały w kampaniach na rzecz reform. Brassai fotografował miasto nocą. To jego nocny Paryż lat trzydziestych XX wieku na zawsze wszedł do historii fotografii, a sam Brassai stał się inspiracją dla wielu fotografujących. W jego fotografiach znajdziemy mroczne, deszczowe i zamglone przestrzenie miejskie. Bohaterami tych zdjęć są zwykli przechodnie, prostytutki, kloszardzi i bywalcy barów. Zdjęcia te stanowią obecnie kanon fotografii ulicznej. Jego styl, balansujący na pograniczu fotografii dokumentalnej i reportażu, jest bardzo charakterystyczny i łatwy do rozpoznania.
Mało jest w fotografii haseł tak nośnych i tak dobrze znanych, jak "decydujący moment" Henriego Cartier-Bressona. Decydujący moment to chwila, ułamek sekundy, w którym świat zostaje zatrzymany cięciem migawki aparatu. Dzięki uchwyceniu decydującej chwili, wiemy, co oznacza być we właściwym miejscu i czasie. Zdjęcia André Kertésza, mają wiele wspólnego z koncepcją "decydującego momentu". Jego fotografie były jednak niezwykle intymne, nawet jeśli przedstawiał uliczne zamieszki. Były tworzone z bliska, z punktu widzenia uczestnika zdarzenia. Wielu krytyków tę cechę fotografii Kertésza przypisuje aparatowi małoobrazkowemu. Taki sprzęt wymuszał przybliżenie się do fotografowanej sceny, wniknięcie w nią. W 1925 roku została wypuszczona na rynek pierwsza małoobrazkowa Leica. Mówiło się, że ten aparat został wynaleziony specjalnie dla Kertésza i sposobu patrzenia przez niego na świat. Kertész posiadał taki aparat i fotografował nim aż do śmierci.
Obawa przed reakcją drugiego człowieka sprawia, że fotografowanie osób wydaje się trudnym zadaniem. Robert Capa mówił: "Jeśli twoje zdjęcie nie jest wystarczająco dobre, to znaczy, że nie podszedłeś wystarczająco blisko". Autor zdjęć z pięciu wojen oraz innych wydarzeń jest jednym z najważniejszych fotografów XX wieku. Capa przygodę z fotografią rozpoczynał w Paryżu pod okiem Kertésza. W 1947 roku z Johnem Steinbeckiem fotografował w Związku Radzieckim (celem było stworzenie książki poświęconej Rosji i życiu Rosjan). Rok później Izrael, Polskę, Czechosłowację i Węgry. W 1954 roku wyjechał do Japonii, by wykonać cykl zdjęć poświęconych dzieciom. Pobyt ten musiał przerwać, gdyż "Life" zleciło mu wyjazd do Indochin, gdzie wybuchła wojna. Zginął wskutek wybuchu miny, z aparatem Contax w ręce.
Ruch uliczny Nowego Jorku uwielbiał Paul Strand. Jego fotografie spotkały się z uznaniem Stieglitza. Masy ludzkie na ulicach widziane z bliska, nieświadome tego, że są fotografowane. "Nie szukam specjalnego momentu, specjalnego wyrazu ani czynności", mówił Strand. Wędrował po małych miasteczkach i wsiach wykonywał zdjęcia, które Claude Roy, poeta i krytyk, porównał do "albumu rodzinnego". Strand marzył o tym, by wykonać portret jednego miasta. Zrealizował to za sprawą włoskiego scenarzysty Cesarego Zavattiniego, który zaproponował mu swoje miasto rodzinne Luzzara. Strand uznał je za ideał jakiego poszukiwał: płaskie, niemalownicze, ruchliwe. "Jedną sprawą jest fotografowanie ludzi, drugą - zwrócenie na nich uwagę innych poprzez odkrycie istoty człowieczeństwa".
Jeden z najlepszych fotografów ulicznych Elliott Erwitt mawiał: "Najciekawsze rzeczy dzieją się wtedy, kiedy akurat przypadkiem masz przy sobie aparat". Jako reporter Magnum zwiedził cały świat, w tym kilkakrotnie Polskę. Styl Erwitta wyróżniał się błyskotliwym poczuciem humoru, zdolnością odnajdywania absurdu i nonsensu w zwykłych okolicznościach. Decydujący moment w jego wykonaniu polegał na uchwyceniu chwili przewrotności, niespodzianki. Jego zdjęcia są zabawne w dobroduszny, ciepły, bardzo ludzki sposób. Dzięki temu dorobił się przydomku "Woody Allen świata fotografii".
Robert Frank dzięki stypendium Guggenheima wyruszył w podróż, której celem było uchwycenie wszystkich warstw społeczeństwa amerykańskiego. Zdjęcia z tej podróży zebrane zostały w albumie "The Americans". Wykonane w konwencji surowego realizmu, krytycznego wobec Ameryki jako mitu ziemi obiecanej, odbiły się szerokim echem czyniąc z Franka jednego z prekursorów antymomentyzmu. "Po Robercie Franku fotografia nie była już taka sama jak wcześniej" - to zdanie jest najczęściej powtarzane na jego temat. Jego zdjęcia krytykowano za sposób wykonania, braki w kompozycji, krzywe kadry, poruszenie, nieostrość, złą narrację, brak ładu i harmonii. Nie podobała się również ich tematyka: knajpki, stacje benzynowe, przydrożne restauracje, ludzie odrealnieni i odlegli. Zdjęcia Franka są jednak niezwykle ważne dla historii fotografii. "Uśmiercając amerykańskie mity, prezentując prawdziwe oblicze kreowanej przez media kolorowej maskarady bardziej przypominającej koszmar niż sen".
Joel Meyerowitz, obecnie 77 letni, zdjęcia zaczął robić na początku lat sześćdziesiątych. Wtedy to powstały zdjęcia dokumentujące życie ulic wielu miast amerykańskich, francuskich i hiszpańskich. Te prace uznawane są obecnie za klasyczne przykłady fotografii ulicznej. Rejestrujące codzienne zdarzenia w miejskiej przestrzeni. Meyerowitz fotografią zajął się po tym, jak zobaczył album Roberta Franka oraz fotografie Garry'ego Winogranda. Ich twórczość wywarła na niego ogromny wpływ. W latach siedemdziesiątych Meyerowitz zaczął fotografować na barwnych negatywach. Uważał, że kolor ma niezwykłą siłę. Jego barwne zdjęcia trafiły do najlepszych galerii i muzeów. Po zamachu 11 września 2001 roku Meyerowitz rozpoczął realizację największego ze swoich projektów. Dokumentował wszystko, co działo się na terenie i w okolicy Ground Zero. Powstała z tego przejmująca prezentacja: ruiny World Trade Center, buldożery, robotnicy, pogrążone w żałobie rodziny ofiar. To wszystko znaleźć można w cyklu "After 9/11".
Fotografie Vladimira Birgusa na pierwszy rzut oka zdają się opowiadać o drobnych wydarzeniach w najbardziej zwykłych miejscach, jednak po przyjrzeniu się można zauważyć, że mówią one o dzisiejszym społeczeństwie, które żyje w ciągłym pośpiechu, o samotności w tłumie, kontrastach, o tym, co nie jest powiedziane wprost, czyli o naszym życiu wewnętrznym. Twórczość Birgusa określana jest mianem subiektywnego dokumentu, sugerując, że mamy do czynienia z osobistym, wyobcowanym podejściem. Autor unika określenia konkretnych miejsc. Ale i tak jego prace są zawsze opisane: gdzie i kiedy powstało zdjęcie. Nie jesteśmy w stanie w żaden sposób odkryć zasad powstania tych fotografii, dlatego, że autor niczego nie stara się nam wyjaśnić. Odkrywamy, że człowiek nawet w grupie pozostaje indywidualnością i tworzy swój własny świat, który musi współgrać ze światem, jaki go otacza.
Obok prawdziwych postaci bardzo często na fotografiach Birgusa pojawiają się cienie, które w wyjątkowy sposób sugerują istnienie równoległego świata. Dwa światy przenikają się wzajemnie, podobnie jak niejednoznaczna bywa natura ludzka.
W latach dziewięćdziesiątych XX wieku formuła dokumentu przechodziła zmiany. Rozwijające się nowe technologie i ich wpływ na życie społeczne zaczęły budować całkowicie inny obraz. Język dokumentu, oparty na uchwyceniu decydującego momentu, musiał się zatem zmienić. Fotografem, który wprowadził te zmiany, był Martin Parr. "Fotografia z natury swej prowokuje do podglądania i wykorzystywania swoich modeli" - mówił Parr. Dzięki swoim fotografiom stał się największą gwiazdą Magnum. Zdjęcia, które wykonywał, miały banalny charakter w doborze tematu, obrazu i światła. Bardzo często uzyskiwał ten efekt przez nadmiernie używanie lampy błyskowej. Parr skupił się na kolorowej, plastikowej rzeczywistości oraz codzienności ujętej w ramy prostych problemów i płaskich faktów. Jego znak rozpoznawczy to bezwzględne spojrzenie, wnikliwa obserwacja oraz natychmiastowe wyłapywanie nieistotnych paradoksów współczesnego świata. A świat Parra jest przepełniony taniością, tymczasowością i sztucznością.
Maciej Dakowicz niezależnie od tego, czy fotografuje nocne Cardiff, czy pełne życia ulice Indii, tworzy zdjęcia zaskakujące, na granicy komizmu i ironii. Jest jedynym Polakiem, który znajduje się w książce "Streeet Photography Now". "Daily Mail" nazwała jego fotografie "brutalnie szczerymi", a serię zdjęć "Cardiff po zmroku" "kompilacją wstydu". Dakowicz, skupił się na fotografowaniu nocnych zabaw przetaczających się przez centrum miasta. Po zmroku Cardiff zmienia się w wielki "teatr", gdzie wydarzają się surrealne i humorystyczne "przedstawienia". Mężczyźni przebrani za kobiety, kobiety ubrane jak policjanci. Superman spacerujący w ciemnym zaułku. Mężczyzna wiszący na słupie latarni. Obrazy układają się w historie zaskakujących momentów, które nie pozwalają zapomnieć o zdarzeniach minionych nocy.
Myli się jednak ten, kto myśli, że dobre zdjęcia powstają przypadkowo i są tylko kwestią szczęścia fotografa. Zwykle długo trzeba czekać, aż w upatrzonym miejscu zdarzy się coś intrygującego. Fotografia uliczna jest bardzo specyficzna. Choć zawiera w sobie trochę z reportażu i z dokumentu, to jednak niewiele łączy ją z konkretnym czasem, miejscem czy osobami. Fotografia uliczna praktycznie zawsze jest anonimowa. Często nie potrzebuje komentarza. Skupia się na decydującym momencie i jest otwarta na ironię oraz subiektywizm autora. Nie ma chyba drugiego gatunku fotografii, w którym los spełniałby tak istotną funkcję.
Warto jak najczęściej brać aparat i szukać w różnych miejscach ciekawych kadrów. Najwdzięczniejsze momenty do nauki to manifestacje, demonstracje, festyny, pikiety i imprezy na wolnym powietrzu. Ich uczestnicy są przygotowani, że ktoś może robić im zdjęcia, przez co uchwycenie ciekawej chwili jest o wiele prostsze.
Pamiętajmy, że na własny użytek, według polskiego prawa, można fotografować prawie wszystko. Wyjątkiem są miejsca, na terenie których z jakichś powodów nie można robić zdjęć. Przykładem takim są obiekty wojskowe, lotniska oraz obiekty prywatne. Natomiast bez przeszkód można fotografować w całej przestrzeni publicznej, czyli na ulicach, placach, parkach. Możemy fotografować zarówno same miejsca, jak i osoby, które się tam znajdują. Warto o tym pamiętać, bo o konflikt nietrudno. Natomiast według przepisów "rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej". Polskie prawo pozwala nam fotografować, ale nie jest to równoznaczne z wolnością publikacji zdjęć. Tutaj tkwi cały szkopuł, ponieważ nie możemy opublikować zdjęcia osoby, która nie wyraziła zgody na publikację. Publikacja zdjęcia narusza prawo do ochrony wizerunku osoby znajdującej się na nim.
Generalnie bez wyrażonej zgody możemy opublikować zdjęcie osób tylko w trzech przypadkach: tłumu, podczas imprezy masowej, osoby publicznej, ale tylko w trakcie wykonywania jej funkcji publicznej, osoby, której pracę opłacamy.
Oczywiście już od początku istnienia fotografia nierozerwalnie związała się z ulicą. Widok ulicy w Paryżu został uchwycony przez pioniera fotografii Louisa Jacquesa Daguerre'a w 1838 roku. Niezwykłość tego zdjęcia polega na tym, że widać na nim sylwetkę ludzką.
Ulica jest najbliżej nas, tuż obok. Nic więc dziwnego, że wielu zaczyna swoją fotograficzną przygodę właśnie od niej. Między fotografowaniem na ulicy, a fotografią uliczną jest jednak spora różnica. W fotografii ulicznej liczy się przede wszystkim dyskrecja. Im mniej będziemy rzucać się w oczy, tym większe prawdopodobieństwo, że wykonamy ciekawe zdjęcia. Fotografia uliczna wymaga wciskania spustu migawki jedynie w sytuacjach, które naprawdę na to zasługują. Starajmy się obserwować świat przez obiektyw, i tak fotografować, żeby ze zdjęć wynikało, co chcemy powiedzieć.
Natomiast oglądanie prac fotografów ulicznych doprowadzi nas do wniosku, że techniczna perfekcja nie jest ich obsesją. Dążenie do doskonałości jest tu kwestią drugorzędną, o wiele istotniejsze jest uchwycenie konkretnej chwili. W przypadku niektórych fotografów przekrzywione kadry stały się nawet znakiem rozpoznawczym. Także wszelkiego rodzaju przepalenia, niedoświetlenia, poruszenia czy zniekształcenia są elementami specyficznymi dla tej formy fotografii. Najlepiej, jeśli ta niedoskonałość naszego zdjęcia staje się jego atrybutem. Poruszona fotografia nabiera niespokojnego charakteru, lecz forma musi korespondować z treścią.
Fotografia uliczna jest wbrew pozorom bardzo trudna, wymagająca przełamania bariery nieśmiałości i skierowania obiektywu w stronę obcego człowieka. Rozpoczęcie przygody z tym gatunkiem to zatem skok na głęboką wodę.
"…sprzeczność jest chyba nierozłączną częścią samej kondycji ludzkiej, i to dosyć, żeby z tego brała się cudowność."
Czesław Miłosz
Powrót na okładkę