"Zofia, Jerzy i Inni"
Bolesław Dymiński
16.05. - 7.06.2013
Od Autora:
Z perspektywy czterech dekad to tak naprawdę świat jest coraz bardziej do dupy, co chwilę kogoś zalewa, zwiewa czy przywala. To przez ludzi: wypalają lasy, zatruwają co się da, sikają po piwnicach albo robią wszędzie śmieciowe kupy, wg zasady: "... sraj Polaku, sraj - bo to jest twój kraj...".
Co więc takiego się stało, że w Jastrzębiu-Zdroju powstał JKF "Niezależni", skupiający normalnych ludzi?
Wystarczyła wykształcona Para po AGH i KTF-ie z pasją fotograficzną i wrodzoną życzliwością do bliźniego swego. Nagle w mieście pojawiła się oaza, do której ściągali amatorzy fotografii z najbliższych okolic i zawodowcy - artyści z prelekcjami, wystawami z całej Polski. Lubczyńscy mieli autorytet, nie tylko fotograficzny. Pewnego wtorkowego wieczoru, w klubie, przy kawie, Jurek wspominał ratowniczą akcję w jakiejś kopalni po wybuchu metanu i pyłu węglowego, gdzie jeden ratownik wynosił po dwóch martwych górników, bo tak byli zmumifikowani wysoką temperaturą... Następnego dnia w przodku kombajnowym pobiłem się ze sztygarem, bo ten wsadził metanomierz do lutni, by móc fedrować. Nigdy więcej w mojej obecności nikt nie ingerował w zabezpieczenia metanometryczne w moim przodku. Niby drobiazg...
W klubie było jak w rodzinie. Kiedy Moja była w ostatnim miesiącu ciąży z Anią, Zofia zapytała, jak się czuje, odparłem że ledwo chodzi, już po terminie... Wieczorem zawiozłem ją na porodówkę, urodziła w nocy, a rankiem lekarz zapytał żonę, skąd zna Zofię Lubczyńską?
Z podróży po świecie przywozili oprócz zdjęć i kolorowych slajdów egzotyczne herbaty. W wielkiej blaszanej puszce Zofia mieszała je ze sobą, a potem częstowała gości. W ich domu odbywały się robocze spotkania diaporamowe. Zabieraliśmy do Jurka swój sprzęt muzyczny - co kto miał - podłączaliśmy do miksera i składaliśmy (wg przygotowanego przez Jurka scenariusza) dźwięki do diaporam .W przerwach Zofia serwowała egzotyczne posiłki. W diaporamach nie było na Nich mocnych.
Klub (czyli Lubczyńscy) organizował co dwa lata ogólnopolską wystawę fotografii - "Spotkania z fotografią". Mieliśmy więc okazję poznać i przyjrzeć się z bliska pracy takich jurorów-fotografów, jak: Juliusz Garztecki, Zofia Rydet, Jerzy Lewczyński, Lech Kopczyński, Michał Sowiński, Fryderyk Kremser - Ludzie Autorytety.
Najpiękniejsze były plenery. Zofia, jako działaczka PTTK-u, miała olbrzymią wiedzę o każdym regionie. W trakcie podróży mieliśmy pełny serwis historyczny i geograficzny trasy i miejsca pleneru. W Ząbkowicach Śląskich, na obrzeżu Jury, Zofia miała swój dom rodzinny. Cały drewniany, taki z duszą, a może i z duchami. Była to klubowa baza wypadowa do Jury. Dawno temu w schowku na poddaszu mama Zosi gromadziła butelki z sosnowym winem własnej roboty. Po powrocie z fotografowania i sytej kolacji Zofia wyciągała butelkę maminego wina. W kieliszku wyglądało jak rozpuszczony bursztyn, opalizowało i pachniało świerkowym czy sosnowym lasem... bajka!
Pewnego razu, gdzieś w świecie, Lubczyńscy spotkali prezesa klubu fotograficznego Probuda - Georga Radewa i nawiązali znajomość. Jego klub miał siedzibę w Burgas, nad morzem Czarnym. Współpraca wyglądała tak: trzech klubowiczów z Polski zabierało jedną kopię wystawy, na zadany temat i jechali do Bułgarii. I vice versa. W tym samym czasie jury w Jastrzębiu i Burgas oceniało dwa takie same bułgarsko-polskie zestawy zdjęć, przyznając nagrody. No, a potem dwa tygodnie moreto, "Słoneczny Brzeg", domasznaja rakija, Płowdiw, szopski ser, skisłe małako, itp., itd. Podobną współpracę mieliśmy z Czechami - Wojtkiem Bartkiem.
O klubie i Lubczyńskich można by pisać bez końca, trzy dekady nam zagospodarowali, a potem nagle odeszli.
Pozostały wspomnienia i fotografie - czy to bardzo mało?
Bolesław Dymiński
Od Galerii:
Zofia i Jerzy Lubczyńscy w 1972 roku założyli Jastrzębski Klub Fotograficzny "Niezależni" i prowadzili go aż do śmierci: Jerzy jako Prezes, Zofia jako członek Rady Klubu (na różnych "stanowiskach) i Dobry Duch Klubu. Dzięki nim w Jastrzębiu nazywanym "sypialnią" lub "socjalistycznym robotniczym miastem", w mieście bez tradycji, bez ruchu fotograficznego, praktycznie bez "bazy i nadbudowy", powstało znane w całym świecie środowisko fotograficzne, grupa ludzi zdobywających nagrody na liczących się konkursach, otrzymujących prestiżowe tytuły (choćby AFiAP, EFiAP, zdfp), uczestniczących, ale też i wykładających na przeróżnych sympozjach i innych imprezach.
Sami dawali przykład. Niezliczone nagrody i wyróżnienia na wszystkich kontynentach (bez Antarktydy tylko), wiele artykułów nie tylko w prasie fotograficznej, cenieni jako praktycy i teoretycy fotografii. Nie to jednak jest najważniejsze, ale to, że wychowali, zmobilizowali do pracy nad sobą, do ciągłej nauki, do fotograficznego obserwowania rzeczywistości, do wypracowania własnego stylu wypowiedzi, wielu młodych (czasem nie najmłodszych) ludzi. Jeszcze coś - w latach 70/80 ich staraniem pojawiali się w Jastrzębiu ludzie kultury i sztuki, których w inny sposób nie moglibyśmy poznać: Zofia Rydet, Jerzy Krasicki i wielu innych. Jurorami ogólnopolskiej wystawy cyklicznej "Spotkania z Fotografią" byli Juliusz Garztecki, Czesław Odo Mostowski, Paweł Pierściński, Władysław Klimczak - same sławy.
I to Oni odchodzą w niepamięć, pomimo wszystkiego, co zrobili dla miasta i ludzi. Wspaniale, że Bolek Dymiński zaproponował tę wystawę, wyszukał, opracował i skopiował swoje stare zdjęcia z czasów świetności JKF "Niezależni". Ciekawe, czy i kto przyjdzie na tę wystawę.
I jeszcze jedno - w tytule są "Inni". Ci "Inni" to dawni członkowie Klubu, ludzie spotkani na wspólnych wyjazdach i plenerach, przyjeżdżający do Jastrzębia, do nas.
Dziękuję, Dymbolu!
Wszystko zostało już powiedziane w katalogu wystawy. Jednak coś dodam jeszcze od siebie, tak prywatnie całkiem.
Kiedy rok temu udało mi się namówić Bolka na wystawę w "Ciasnej", nie umawialiśmy się na określony temat, nie wiedziałem nawet będzie to coś nowego, a może któryś z jego ulubionych tematów?
Wiedziałem jednak, że będzie to dobra wystawa.
Grubo później Bolek zaproponował to, co tu widzimy, czyli wspomnienie o Zofii i Jerzym. Poruszyło mnie to i ucieszyło. Pamięć o nich powinna pozostać wśród nas, nie tylko tych, którzy z nimi pracowali, tworzyli, uczyli się i bawili, ale też tych, którzy patrzyli z zewnątrz na działalność i sukcesy Ich i klubu.
A potem szybko zapomnieli.
Zdarza się.*
W ostatniej chwili (12.05.2013) sobie uprzytomniłem, że wystawa ta jest równocześnie pewnym jubileuszem!
Równe 40 lat temu poznałem Bolka Dymińskiego w Domu Górnika i w tymże roku 1973 znalazłem się w JKF "Niezależni".
Zdarza się.*
*Kurt Vonnegut.
Powrót na okładkę